Recenzja „Vader. Wojna totalna” – Jarek Szubrycht

Wrzesień 13, 2018Posted by Migi

 

Tak naprawdę za rekomendację powinno posłużyć już samo nazwisko autora, który ma na swoim koncie między innymi rewelacyjne „Bez Litości”, historię grupy Slayer. „Vader. Wojna Totalna” to jednak coś więcej – to książka utrzymana w podobnym tonie, jednak bardziej autentyczna przez realne zbliżenie się autora do zespołu. Panowie odbyli szereg szczerych rozmów, obalili wspólnie niejeden browar i flaszkę, a także pojechali razem w trasę, gdzie Szubrycht miał okazję obserwować wprawnym dziennikarskim okiem pracę jednego z najwytrwalszych i najlepszych polskich death metalowych zespołów. Wszystko, zarówno wzloty, jak i upadki, zostało opisane na kartach „Wojny Totalnej” z należytą pieczołowitością i solidną dawką dobrego humoru. Ciężko właściwie komukolwiek tę pozycję odradzić – biorąc się za nią, znałem Vadera piąte przez dziesiąte, kończąc ją byłem zaznajomiony z większością dyskografii dowodzonej przez Petera formacji. Nie tylko dla fanów!

Kończąc lekturę biografii Vadera o podtytule „Wojna Totalna” zajrzałem do stojącej na mojej półce pozycji poświęconej Slayerowi, również autorstwa Jarka Szubrychta. Porównanie historii polskiego death metalu z amerykańską genezą thrashu jest tak samo uderzające jak i zaskakujące. Dla Slayera szczytem dramatu była kolejna rozprawa w sądzie związana z jego diabelskim wizerunkiem, a Vader w tym czasie pozostawał na lodzie jako jednoosobowy projekt lub miał kłopoty z salą prób, o którą było ciężko w ortodoksyjnym i przerażonym nową falą muzyki społeczeństwie. Dlatego też, o ile przy okazji czytania „Bez Litości” ocierałem łzy ze śmiechu, „Wojna Totalna” jest książką chwilami trudną i refleksyjną. Nie oznacza to jednak, że nie jest dobra czy dowcipna.

Na pierwszy rzut oka jest to kolejna normalna biografia wielkiego zespołu. Autor jeździł po całym świecie, rozmawiał z wydawcami i producentami Vadera, jak również z pracownikami studiów nagraniowych i przyjaciółmi zespołu. W końcu głosu udzielili też obszernie sami członkowie grupy z Piotrem Wiwczarkiem, zwanym Peterem lub Generałem, na czele. Ponad 400-stronicowa książka dzieli się na kilka sporych rozdziałów – najpierw poznajemy Petera jako szczęśliwego i ustatkowanego człowieka, przedstawione są nam jego zainteresowania i styl bycia. To jest jednak jedynie wstęp, bowiem już po kilku stronach następuje retrospekcja do pierwszych lat jego życia oraz początków grupy Vader. Wszystko do tej pory wygląda w miarę sielankowo – młody Piotr Wiwczarek jest na zabój zakochany w biologii, a w późniejszych latach w metalu. Kupuje pierwszą gitarę i jest wielkim fanem Judas Priest. Z czasem powstaje zespół Vader, który swoją nazwę zawdzięcza fascynacji filmami z cyklu Gwiezdne Wojny. Wtedy wszystko się zaczyna. Nie sposób wymienić ogromu nazwisk i zdarzeń, które się przez tę książkę przewijają. Daje to jednak do myślenia i to jest w tej pozycji ciekawie nakreślone – słuchacze dostają jedynie skończony produkt w postaci płyty, koncertu, wywiadu. Muzyk nie może sobie pozwolić na chwilę słabości przed kamerami, w studiu i przede wszystkim przed własnymi fanami. Jest to przede wszystkim książka o determinacji, a te odczucia są potęgowane chociażby tym, że autor sam jest muzykiem w metalowej formacji. To się udało Szubrychtowi rozwiązać po mistrzowsku – każdy upadek czy problem Vadera przeżywany jest przez czytelnika jak, nie przymierzając, śmierć ulubionej postaci w powieści czy opowiadaniu. Wrażenia potęguje dodatkowo jeden z rozdziałów, który jest dosłownie wisienką na torcie tej pozycji. Otóż Szubrycht wybrał się wraz z Vaderem w trasę bacznie obserwując poczynania muzyków każdego dnia i przy okazji czynnie w nich uczestnicząc. Możemy więc przeczytać jak podczas jednego koncertu był ochroniarzem zespołu (!), innym razem pomagał wyładować przyczepę ze sprzętem podczas kłopotliwego podjazdu pod górkę, a to wszystko zostało podlane ogromnymi ilościami alkoholu, balangami, a także niezręcznymi telefonami do domu, żony i dzieci.

To wszystko sprawia, że książka wręcz ocieka typowo metalowym klimatem. Przez ponad 400 stron panuje tu nastrój, jakiego żadna inna subkultura nie jest w stanie wygenerować. Jest ciężko, są nisko strojone gitary, blasty, machanie głową, litry piwa i wódki, bluzgi, dowcipy. Niekiedy do historii wtrącane są fragmenty z pamiętnika Petera, wywiady z muzykami czy zdjęcia przedstawiające różne oblicza zespołu na przestrzeni czasu. Czy w opisie tej dramatycznej, ale mimo wszystko dobrze się kończącej i niezwykłej historii trafiły się potknięcia? Pomimo tego, że treść jest bez wątpienia niezwykle ciekawa i wciągająca doskwierać może długość poszczególnych rozdziałów sięgająca średnio około pięćdziesięciu stron bez zamieszczenia żadnych podrozdziałów, przerwania myśli czy innej formy oddzielenia poszczególnych fragmentów historii. W połączeniu z faktem, że w całej książce znalazłem bodajże jeden dialog powoduje to, że dobrym pomysłem jest wygospodarowanie sobie odpowiedniej ilości czasu na każdy rozdział, by przy okazji nie pominąć żadnej informacji. A tych jest naprawdę sporo. Setki, jeśli nie tysiące, nazwisk, krótkie biografie wielu bohaterów historii czy zmieniający się dynamicznie skład zespołu. Nie zmienia to jednak faktu, że „Vader – Wojna Totalna” to pozycja, która nie powinna zawieść nikogo, kto od lat wypatrywał jej na sklepowych półkach. Sam muszę przyznać, że nie byłem wielkim fanem Vadera kiedy zabierałem się za przeczytanie pierwszej strony. Jest to jednak na tyle dobrze napisana i przekonująca książka, że po jej lekturze słucham zespołu z Olsztyna na okrągło i z uwagą śledzę jego plany koncertowe. Krótko mówiąc, jest to gratka dla fanów – tych oddanych jak również tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że nimi są.